Grał do końca. Nie dawał się czasowi. W „Masce”, swoim monodramie jubileuszowym z 2019 roku jego ukochany bohater, Stary Aktor znalazł sposób, by Czas przechytrzyć. – Trzeba wrócić, by nie odejść. I ja na teatralnej scenie przez dwadzieścia ostatnich lat wciąż wracam, do pierwszych ról, do teatralnej lalki Teatru Miniatura…
W gdańskiej Miniaturze zaczynał, mając ledwie 17 lat. Potem była krakowska szkoła teatralna (wydział lalkarski i aktorski), po studiach grał i reżyserował m. in. w Teatrze Polskim we Wrocławiu, Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze, Teatrze Polskim w Bydgoszczy, Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (1971-83), gościnnie w Teatrze Miejskim w Gdyni i w Théâtre Les Déchargeurs w Paryżu („Krzesła” Ionesco, wraz z Zofią Mayr, „Silniejsza” Strindberga). Główne role w spektaklach wybitnych reżyserów: Marka Okopińskiego, Adama Hanuszkiewicza, Stanisława Hebanowskiego, Jerzego Jarockiego, Jerzego Hoffmanna, Marii Straszewskiej, Jakuba Rotbauma, Krystyny Meissner. W latach 1983-88 był dyrektorem artystycznym, aktorem i reżyserem Teatru Dramatycznego w Słupsku. Potem kierownikiem artystycznym Centrum Edukacji Teatralnej w Gdańsku. W roku 1999 zainaugurował w Sopocie własną scenę Teatr z Polski 6. Tylko w ciągu ostatnich trzynastu lat wystawił premierowo 16 monodramów: m. in.: „Moje serce – wielkie monologi dramatu polskiego”, „Wielkie pranie”, „Ostatnia lekcja aktorstwa”, „Aktor”, „Król”, „Maska”, „Wariat”, ostatni monodram – „Budowniczy” we wrześniu 2021 roku. Wszystkie na jego ukochanej małej scenie w oliwskim Domu Zarazy.
– Granie w pojedynkę to zmierzenie się z prawdziwym warsztatem aktorskim, co daje ogromną radość, a jak wiadomo aktorstwo nie powinno być działaniem przynoszącym wyczerpanie i napięcie, lecz sztuką uszczęśliwiającą. Sam na scenie czuję się szczęśliwy, spełniony – tłumaczył.
Jego monodramy to przede wszystkim opowieść o szalonej miłości do teatru.
Zagrał ponad 200 ról, najbardziej kochał wielkie monologi romantyczne, mówił je do końca, dla innych, ale i dla siebie. Jego rola ulubiona to Samuel z dramatu Juliusza Słowackiego „Samuel Zborowski”. Zagrał ją w słynnym przedstawieniu Stanisława Hebanowskiego w Teatrze Wybrzeże w 1977 roku. Często do niej wracał, mawiał, że to „kreacja świętych”. Nagraniem słynnego monologu, zarejestrowanym 17 października tego roku pożegnał się ze zgromadzonymi podczas pogrzebu – jego oddaną widownią. Pożegnał się, ale czy na zawsze?
Całe życie kochał wiersze i pisał wiersze. Mówił, że jego sercu rytm nadaje miłość, radość i wers. W lipcu ukazał się tom „Wiersze teatralne” – Jego teatralny, Jego poetycki testament. Jeden z utworów wieńczą słowa: „Teatr jest moim zmartwychwstaniem. Jestem Teatrem”.