Przy tej okazji należy zawsze podkreślać, że jest to święto wszystkich ludzi teatru – nie tylko aktorów, reżyserów i scenografów, ale także inspicjentów, ekipy technicznej, realizatorów, osób pracujących w kasach, czyli także tych, których na co dzień miłośnicy Melpomeny nie widzą. W kuluarach Teatru Polskiego rozmawiano o tym co jest, ale także o tym, co było. Nie zabrakło pięknych wspomnień i wzruszeń.
Bolesława Fafińska, aktorka
„Wcale mnie nie cieszy, że to tak szybko zleciało. Ale jestem, żyję, gram i będę grać dalej. Praca z dobrymi reżyserami, interesujące role, cały zawód… to była dla mnie jedna, wielka przyjemność, ale i czasem katorga, bo nie jest wcale łatwo przeskakiwać w inną psychikę. Ale starałam się jak mogłam i dojechałam do tych 60. lat pracy zawodowej .
Mirosław Kosiński, przewodniczący szczecińskiego oddziału ZASP
„Teatr to jest taka instytucja, w której – jeżeli się pracuje – to trzeba to po prostu kochać. I to bez różnicy, kto na jakim stanowisku. Aktorzy, obsługa sceny, panie w kasach biletowych, panie w szatni i tak dalej. Wszyscy ci ludzie kochają swoją instytucję i mam nadzieję, że będzie to trwało przez całe lata i dlatego teatr nigdy nie zginie”.
Barbara Kwietniewska, związana z Teatrem Lalek Pleciuga w Szczecinie
„Przepracowałam w teatrze ponad 30 lat. To jest magia. Już po maturze wiedziałam, że będę pracować właśnie w teatrze. Marzyłam, co prawda o operze, ale los pokierował mnie do teatru lalek. Zakochałam się w szczecińskiej Pleciudze, spędziłam tam całą młodość, właściwie całe moje życie spędziłam w pracowni plastycznej. Wszystko było fascynujące, spotkania ze scenografami były niezwykłe, mądre, ważne. Wiedza przez nich przekazana jest nieoceniona. Ich wiedza manualna wzbogacała mnie przy każdej premierze – lalki, kostiumy, scenografia. To było coś pięknego. Kocham teatr i będę z nim do końca”.
Urszula Lendas, związana ze szczecińską Operą na Zamku i Teatrem Lalek Pleciuga w Szczecinie
„Na początku pracowałam w szczecińskich Zakładach Odzieżowych „Dana” przy kolekcjach, ubierałam młodzież. Potem trochę mi się to znudziło, a że kocham muzykę, to sobie wymarzyłam operę. I zaczęłam pracę w pracowni w Operze na Zamku w Szczecinie. Tam ubierałam artystki, zwiedziłam dużo świata. Straszono mnie na początku, że artystki są bardzo kapryśne, ale bardzo dobrze mi się z nimi współpracowało, nigdy nie narzekałam. Było jak w rodzinie. Po latach znalazłam się w szczecińskiej Pleciudze i „bawiłam się” lalkami. Uważam, że jeżeli raz się zacznie pracę w teatrze to już człowiek w to wsiąknie. Nie da rady pracować gdzie indziej. Teatr to naprawdę magia”.
Piotr Zgorzelski, tenor w Operze na Zamku w Szczecinie
Opera to jest moje drugie życie, to jest mój drugi dom. Zaraził mnie tym mój ojciec, który obchodzi właśnie 50-lecie pracy artystycznej. To on mnie głównie kształcił. To chyba przeszło w genach, bo ja sam już od 25. lat pracuję w Operze na Zamku”.
Krzysztof Baranowski, kierownik muzyczny Teatru Polskiego w Szczecinie
„Teatr to jest coś, co od 25. lat nadaje bardzo głęboki sens mojemu życiu i temu co robię. Gdy poznałem dyrektora Adama Opatowicza, miałem tu przyjść na moment przy okazji jednego ze spektakli. A teraz okazuje się, że mija prawie 20 lat, więc to jest chyba coś, czym przesiąkłem do szpiku kości i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie życia bez teatru. Piękno muzyki – nie tylko w teatrze – polega na tym, że możemy przekazywać emocje poprzez dźwięki. Aktor podaje tekst, ten tekst ma swoją melodię, rytm i ta muzyka w przestrzeni scenicznej jest czymś, co uzupełnia rytm tekstu. Napisałem w swoim życiu muzykę do kilku przedstawień. Co prawda, nie dla Szczecina, a dla Teatru Jaracza w Łodzi, ale udało mi się zdobyć „Złotą Maskę” – nagrodę za muzykę do spektaklu, którą co roku przyznają krytycy teatralni. Jest to dla mnie naprawdę bardzo cenne wyróżnienie”.
Jak pisał kiedyś Kazimierz Kord w „Życiu Warszawy”: „Dobry teatr to nie tylko kwestia środków, ale przede wszystkim zapału twórców”.
Iwona Gacparska
Zdjęcia autorstwa Karoliny Nowaczyk